środa, 22 grudnia 2010

Pamiątka z wakacji


Być może środek grudnia nie jest najlepszym momentem aby pisać o wakacjach. Z drugiej strony, kiedy je wspominać jak właśnie nie w zimie?

Tegoroczne wakacje – zresztą jak co roku – spędziłem wraz ze znajomymi w Tatrach. Poza robieniem hektarowych wycieczek po górskich szczytach, znajdywałem również czas na zwiedzanie Zakopiańskich knajp. W jednej z takowych zamówiliśmy przy barze kawę, następnie usiedliśmy przy stolikach. Kawę przyniosła nam jedna z kelnerek. Kiedy odchodziła zwróciłem uwagę, że ma na sobie zmasakrowane Najki. Pierwsza myśl – Wow! Ale bajer. Chcę je mieć. Druga – Ehhh... Ale kicha. Przecież są poza zasięgiem...Kolejna superaśna para wyląduje na śmietniku...


Przez kolejne 4-5 dni te Najki nie dawały mi spokoju. Jak to mówią, czego oczy nie widzą tego duszy nie żal. Dokładnie tak samo było i tym razem. W dodatku, w ciągu tych kilku dni byliśmy jeszcze raz w tej knajpie i znów trafiliśmy na zmianę tej kelnerki – Zuzy (jak można było ustalić z identyfikatora przypiętego do koszulki). Wtedy już wiedziałem, że jeżeli czegoś z tym nie zrobię, to przez najbliższe pół roku będę sobie pluł w brodę, że nie spróbowałem zdobyć tych Ników. W końcu czy poza dostaniem ekspresem przez łeb coś mi groziło?

W końcu nadszedł dzień kiedy zostałem sam, moi znajomi wrócili do domu, skończył im się urlop (ojej... jakież to smutne ^^). Cóż, ja jako student mogłem sobie wydłużyć wakacje. Co zresztą uczyniłem, gdyż dowiedziałem się, że za parę dni mają przyjechać inni znajomi. Miałem sześć dni na działanie.


Dzień pierwszy... Tegoż wieczoru udałem się do tej kawiarni, wziąłem ze sobą gazetę, by mieć co robić. Plan był następujący zamawiam jakaś herbatę czy coś tam. Siadam do stolika, sączę herbatkę (lub coś tam), czytam gazetkę i czekam aż do zamknięcia, kiedy to będę ostatnim klientem. Wtedy idę działać. Oczywiście, zgodnie z prawami Murphy’ego plan nie mógł się powieść. Co poszło nie tak? Otóż, na 15 minut przed zamknięciem przyszła jakaś rodzinka z dzieciakami które bardzo chciały napić się czekolady. Pomyślałem – trudno, napiją się i pójdą, a ja poproszę o co trzeba. Moje przewidywania okazały się prawie słuszne. Jakieś 5 minut po formalnym zamknięciu kawiarni, rodzina się ubrała i wyszła. Byli to poza mną ostatni klienci. Wszystko fajnie, ale... Gdzieś zniknęła Zuza. Fuck jak to możliwe... czy zawsze musi wszystko iść jak po grudzie?! – przekląłem w myślach. Nie mając wyboru wyszedłem. To był kiepski wieczór.


Dzień drugi... Kolejny wieczór – kolejna okazja. Plan na ten wieczór był taki sam. Zbliżała się godzina 21.00 – godzina o której zamykano kawiarnię. W końcu wyszedł ostatni klient. Zostałem tylko ja i obsługa. Wstałem i podszedłem do baru, gdzie stała Zuza. Boże, co ja robię? Czy mnie do reszty pogięło? – pomyślałem – Nie bądź miękką fają. Działaj!
– Przepraszam. Miałbym takie pytanie – odezwałem się. – Prowadzę pewien projekt, bardzo nietypowy projekt związany z używanym obuwiem sportowym.
W jej oczach malował się szok, zaskoczenie i niezrozumienie. Mnie z kolei zaczął się łamać głos. Nawet teraz jak o tym piszę to czuję lekki stresik. Ale co można było zrobić, trzeba było kontynuować.
– Po prostu zbieram takowe, interesuje mnie ich historia. Byłbym niezwykle wdzięczny gdyby mogła Pani mi sprzedać swoje Najki i tym samym wspomóc mój projekt – dodałem bełkotliwie.
– Moje Najki? – zapytała. – One są bardzo zniszczone, po co komu takie?
Było nieźle, nie dostałem niczym w głowę, ani nie wyśmiano mnie. Co wcale nie musiało oznaczać, że wszystko pójdzie jak trzeba. W końcu mogła zwyczajnie odmówić.
– Widzę, że są bardzo zniszczone, dlatego przykuły moją uwagę. Właśnie takich szukam. Tutaj jest adres blogu na którym opisuje poszczególne pary – powiedziałem, wręczając jej wcześniej przygotowaną karteczkę z adresem – są tam również informacje o samym projekcie. Skąd taki pomysł i dlaczego.
– Ok, jak przyjdę do domu, to zobaczę tę stronę. Jak coś, to przyjdź jutro. Będę pracować na ranną zmianę.
– Widzisz Zuza, wreszcie będziesz mogła się ich pozbyć – skomentowała druga kelnerka stająca za barem. – Wreszcie twój brat, nie będzie się z ciebie śmiał.
Niewątpliwie ten komentarz rozluźnił atmosferę. Wiedziałem, że jest dobrze. Uśmiechnąłem się i jeszcze raz podziękowałem za pomoc w projekcie. Następnie wyszedłem. Byłem z siebie cholernie zadowolony. Przede wszystkim udowodniłem sobie, że potrafię osiągać zamierzone cele. Ponadto cieszyłem się, że zdobędę Najki, których dni były juz policzone. To był dobry wieczór.


A co jeżeli po przeczytaniu bloga uzna, że to jakieś dziwactwo i mnie oleje? Ta myśl nie dawała mi spokoju przez cały następny poranek. W końcu około południa udałem się do kawiarni. Byłem cały spięty, gdzieś w głowie kołatała się myśl – to nie może się udać. Podszedłem do baru, gdzie Zuza akurat obsługiwała jakiegoś klienta.
– Byłam wczoraj na pana stronie – powiedziała. Nie sprzedam ich panu, tylko po prostu je dam. Proszę chwilkę zaczekać, mam je na zapleczu
Przytaknąłem, a ona wyszła na zaplecze. Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem! Naprawdę się udało! Po chwili wróciła z małą reklamówką w której były Najki. Dała mi ją. Ja oczywiście ładnie podziękowałem. Zamieniliśmy jeszcze kilka zdań na temat całego projektu, dowiedziałem się przy okazji, że używała tych Najek non-stop od dwóch lat. Widząc ich stan, nie miałem problemu by w to uwierzyć. Następnie pożegnałem się i wyszedłem.

Kolejnego dnia poszedłem jeszcze raz podziękować, tym razem wziąłem czekoladki. Pomyślałem, że będzie to miły gest. Jak się okazało nie myliłem się. Przy okazji poprosiłem Zuzę by się podpisała mi na jednym z butków. Dzięki temu przestały być anonimowe, stały się jeszcze bardziej wyjątkowe.

Dwa dni później mieli przyjechać moi znajomi. Zanim dotarli, udałem się na stok Gubałówki gdzie wykonałem serię zdjęć z Najkami w roli głównej. Stanowią one dopełnienie tej najważniejszej pamiątki z tegorocznych wakacji.


Słowem komentarza.
Oczywiście dialogi na pewno przebiegały w trochę inny sposób, trudno bym powtórzył je słowo w słowo, w końcu nie nagrywałem tego. Notatek też nie robiłem. Tak czy inaczej, sam sens i chronologia zostały zachowane, przynajmniej tak ja to zapamiętałem.