niedziela, 10 października 2010

Krótka historia halówek kolegi.


Halówki. Zwykłe szmaciane, nieodzownie kojarzące się z latami szkolnymi. Te akurat są zdobyte na koledze. Tzn. dostane od niego ;P Oczywiście poza samymi butami był jeszcze krótki wywiad dotyczący historii tych cichobiegów.


Oczywiście te buty również zaczęły swoją karierę od bycia – ukochanym przez wszystkich – obuwiem na zmianę do szkoły. Prawdopodobnie służyły w ostatniej klasie gimnazjum. Cóż było to 3-4 lata temu, a pamięć w tym wieku nie jest już taka jak dawniej... Tak czy owak poza głównie spędzały czas na lekcjach (w pozycji śpiąco-leżącej, tak jak ich właściciel). Ponadto brały udział w zajęciach sportowych pokroju WF (przeważnie na ławce rezerwowych). Czasami wychodziły nawet na spacer do parku (co miało miejsce szczególnie w okresie ‘ciepłym’ i zawsze w czasie zajęć). Regularnie też brały udział w nikotynowych sesjach inhalacyjnych organizowanych potajemnie w kiblach.


Nic dziwnego, że wraz z końcem roku były wyczerpane nauką i chciały odpocząć. Ale plany właściciela (i jego kolegów z klasy) były inne. Zaraz po rozdaniu świadectw umówi się na dzikich łąkach na zniszczenie symboli ucisku szkolnego. Zainspirowani Arabami (i innymi ‘Szmatogłowymi’) palącymi flagi USA, Izraela i Danii, zdecydowali się zrobić ognisko w którym spalą takie rzeczy jak spodenki gimnastyczne, zeszyt od polskiego czy ukradzioną gąbkę do tablicy. Każdy miał coś dorzucić. Kolega, swoje trampki.


Niestety Źli Bogowie pokrzyżowali im plany – spotkała ich ulewa. W taki oto sposób dzięki boskiej interwencji trampki się ostały. Kolega ich początkowo nie wyrzucił, gdyż zgodnie z ustaleniami mieli się jeszcze spotkać i dokończyć ognisko. Niestety, zaczęły się wakacje, ludzie wyjechali a halówki gdzieś się zawieruszyły. Po kilku latach odnalazły się podczas sprzątania garażu. Następnie trafiły do mnie.