Ponad pół roku białe Conversy musiały poczekać, nim pojawił się dedykowany im wpis. O dziwo tym razem nie jest to spowodowane, tak typowym dla mnie, odkładaniem rzeczy na jutro, a raczej częścią planu, który ostatecznie nie doszedł do skutku [przyp. Złośliwego Trolla: grunt, to znaleźć usprawiedliwienie].
By nieco rozjaśnić temat, pozwolę sobie przytoczyć notkę ex-właścicielki: „Hmmmm… To moje pierwsze Conversy i zaraz po zakupie poszłam w nich do lasu, bo nie nawiedzę czystych butów tym bardziej śnieżnobiałych! Przeżyły ze mną najdłużej ze wszystkich, zwiedziły kilka krajów i pracowały nawet ciężko w Norwegii na moich nogach!”
Norwegia [przyp. Z.T.: tak, to moja ojczyzna], to ona od samego początku była inspiracją dla tego wpisu. Chociaż, jak wspomniałem powyżej, miał on wyglądać nieco inaczej. W zeszłym roku znajomi proponowali mi wyjazd do tego północnego kraju, lecz ze względów finansowych nie mogłem skorzystać, czego do dziś żałuję [przyp. Z.T.: ja też, wyglądał na taką smakowitą przekąskę…]. Uznałem, że jeżeli nie teraz, to następnym razem. Plan był prosty - w kolejne wakacje pojadę do Norwegii.
No dobrze, ale jaki związek ma mój wyjazd z tymi butami i wpisem? Otóż, chciałem je zabrać za sobą i zrobić im sesję zdjęciową w prawdziwym, norweskim plenerze. Niestety, dziś już wiem, że taki wyjazd jest niemożliwy [przyp. Z.T.: phii! i znów obejdę się smakiem…] a kierunek wakacyjno-jesiennego wyjazdu zmienił się na mocno południowy – Hiszpania [przyp. Z.T.: bleee…. ciepło, sucho, słonecznie – jakiś masochizm].
I to by było tyle w temacie. Na koniec dodam, że podczas sesji, ani w trakcie pisania nie ucierpiał żaden troll [przyp. Z.T.: a niby jak miał ucierpieć, jak grasuję w pobliżu Trollstigen?!]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.