Mam nadzieję, że nie dostanę od ex-właścicielki tych Conversów w łeb za napisanie tego wpisu. Wszak jest to osoba ceniąca sobie prywatność w wirtualnym świecie… Żadnych zdjęć na FB, żadnego wysyłanie przez Sendspace. A spróbuj tylko ją otagować! Telefon w środku nocy gwarantowany, i wstań, i usuń, i w ogóle... Ehhh… no nic, idę sprawdzić czy mam kask (por. pierwsze zdanie).
Jane Doe poznałem na jednej z licznych imprez odbywających się u nas w akademiku w Horsens. Pomimo, że byłem organizatorem, nie przypominam sobie abym zapraszał jakąkolwiek Jane. Co więcej, zamieniłem z nią tylko kilka zdań. W tym kluczowe – o ściance wspinaczkowej. Wtedy jeszcze nie wiedziałem jak dużo będę temu zdaniu zawdzięczał.
Następnego dnia odbyła się akcja: ‘znajdź kontakt do Jane’. W końcu samymi imprezami człowiek żyć nie może, a ścianka wydawała się miłą alternatywą. Zajrzeć na Facebooka, nic prostszego w końcu każdy student Erasmusa ma konto na FB. Ale Nieee… Ale Nieee… Pamiętacie pierwszy akapit? No właśnie. Dlatego trzeba było pisać po znajomych z pytaniem która Jane to ‘ta’ Jane.
500DKK, tyle kosztował karnet na ściankę. Boże, dlaczego w Dani zestaw w McDonaldzie kosztuje 90DKK a półroczny karnet na ściankę (3x w tygodniu) 500DKK? Czasem nie ogarniam tego kraju.
I tak się zaczęło. Najpierw pół godziny dojazdu rowerem. Naturalnie pod górkę, a jak – rozgrzewka musi być. Plusem był fakt, że na całym odcinku była ścieżka rowerowa. Zresztą dwuślad jest podstawowym środkiem transportu w tym kraju. Co ciekawe, jak patrzy się na duńskich kierowców, to ma się wrażenie, że są to rowerzyści siłą zaciągnięci do kierownicy :)
Ścianka. Kilka paneli i burdel… tzn. bulder. Cały sprzęt na miejscu, uprzęże, liny, ekspresy, przyrządy, nawet profesjonalne buty wspinaczkowe. Wszystko w cenie karnetu :) Dwie godziny wspinania, robienia dróg, targani ze szmaty, śmiechu i… łaskotania, jeżeli tylko partnerowi szło za dobrze.
Później powrót. Znów na rower. Mięśnie bolą, siodełko wchodzi w tyłek. Na szczęście jedziemy z górki. Endorfiny uderzają w czapę. Czysty relaks i to fantastyczne uczucie zadowolenia.
Oczywiście czas spędzony z Jane, to nie tylko ścianka. To liczne imprezy, wieczorki filmowe, wypady na miasto, sesje fotograficzne. Rozmowy na tematy błahe oraz te bardziej poważne. Jestem wdzięczny losowi, że ją spotkałem. Dzięki niej Horsens przez wiele lat będzie mi się kojarzyło niezwykle cieple.
P.S.
Nadal mam przyjemność utrzymywać kontakt z Jane. Tymczasem klikam ‘publikuj’ i czym prędzej idę założyć mojego Petzla Altiosa…
Oczywiście 'nie-conversowe' zdjęcia były wykonane prze mnie w Horsens :)
Horsens:
|
W czynie społecznym - Gersdorffsgade |
|
Żuraw - Horsens Marina |
|
Kołek patołek - Horsens Marina |
|
Full Industrial - Horsens Marina |
|
Budynek firmy usługowej - Horsens Marina |
|
VBI - VIA Campus |
|
Kolumna na wietrze - Søndergade |
|
Zapatrzony - Vitus Bering Park |
|
Wyssane z mlekiem matki - Søndergade |
|
Boże Narodzenie - Søndergade |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.