Tenisówki Vans – można je spotkać na każdym kroku (sucharek ;) ). Ci co je mają uwielbiają je za wygodę (jak moja dziewczyna) jak i przeklinają za trwałość (też jak moja luba). Inni ich nie mają, bo ma je każdy i wolą kupić za te same pieniądze coś, co posłuży dłużej niż pół roku, czy rok (na przykład ja).
Mimo ich powszechności, dotychczas nie pisaliśmy na Blogu o Vansach, aż do dziś. Propozycja kupna tych butów, pojawiła się jakiś miesiąc temu i miała następującą treść:
Pisaliście kiedyś, że szukacie butów do bloga. Mam stare Vansy na zbyciu. Kupiłam nowe, bo te się już do niczego nie nadają i wstyd w nich chodzić. Jeżeli jesteście zainteresowani, to podeślę zdjęcia.
Paczka przyszła po kilku dniach. Buty były zapakowane w pudełko od innego modelu, najpewniej następców, co zresztą potwierdziła Sprzedająca:
Vansy lansy – jak to mówią. Pierwsze kupiłam ze dwa lata temu, te są drugie a teraz, jak już pisałam, kupiłam sobie trzecie. Są zajebiście wygodne i tyle, że się szybko niszczą. Jak pamiętam, pierwsze wyrzuciłam po roku, kiedy kupiłam te. Jak widzicie, też mam je rok i to maksimum dla tych butów. Mimo to, postanowiłam, że kupuję kolejne, tym razem inny model, może będą trwalsze. A jak nie to trudno, pewnie kupie kolejne bo kto bogatemu zabroni :P
Nie, wbrew pozorom Sprzedająca nie była z Warszawy ani okolic ;) My za to w Łódzkim klimacie zrobiliśmy sobie sesje przy piwku, w końcu, kto biednemu zabroni ;)